W poszukiwaniu kandydatów do młodzieżowej reprezentacji Polski warto zajrzeć do Norwegii. Tam w zespole Vålerengi Oslo gra 19-letni prawy obrońca urodzony w Porębie. Zapraszamy na wywiad z Marcelem Wawrzynkiewiczem!

Na początek kilka słów o piłkarzu. Urodził się 8 stycznia 1994 roku. W 2007 roku wyjechał wraz z rodzicami do Norwegii, a rok później rozpoczął treningi w juniorach Vålerengi. W 2009 roku zdobył z tym zespołem wicemistrzostwo kraju. Gdy Marcel skończył gimnazjum, rodzina postanowiła wrócić do ojczyzny. Zawodnik grał więc w juniorach i rezerwach GKS-u Katowice, jednak norweski klub cały czas o nim pamiętał i zapraszał na turnieje towarzyskie. Zimą 2012 roku zadzwonił do niego trener Vålerengi i zaprosił go na testy. Wawrzynkiewicz wystąpił na prestiżowym turnieju NTF U19, który stołeczna drużyna wygrała. Po tym sukcesie zaproponowano mu juniorski kontrakt i w sierpniu wrócił do Norwegii.

– Liczyłeś na to, że w obecnym sezonie zadebiutujesz w pierwszej drużynie Vålerengi?

Liczyłem na ten debiut, ale nie wiedziałem, że stanę się podstawowym graczem. Nie wiedziałem, że stanie się to tak szybko i że będę grał w każdym meczu. Teraz mam ich już chyba z dziesięć pod rząd [14 spotkań z rzędu od pierwszej minuty, red].

– A nie żałujesz, że na rok wróciłeś do Polski? Może gdybyś bez przerwy grał w juniorach Vålerengi, zadebiutowałbyś już w poprzednim sezonie.

Żałuję tego nadal, ale zmusiła mnie do tego sytuacja. Nic nie mogłem zrobić, aczkolwiek wydaje mi się, że gdybym został, byłoby to dla mnie lepsze.

– Zdajesz sobie sprawę, że w Polsce jesteś anonimowym piłkarzem?

Tak, wiem o tym, ale nie jest to dla mnie problemem. Grałem w Polsce w GKS-ie Katowice przez około osiem miesięcy, a potem znowu w Norwegii. Zdaję sobie sprawę, że raczej nikt mnie nie zna.

– Masz podwójne obywatelstwo?

Nie, mam tylko polskie obywatelstwo. W Norwegii mam jedynie pozwolenie na pobyt.

Kontaktował się z tobą ktoś z reprezentacji Polski?

Nie. Póki co żadnego zainteresowania nie było.

– Z Norwegii były jakieś zapytania, że może przyjąłbyś ich obywatelstwo i zagrał w kadrze? 

Z Norwegii było zainteresowanie, ale to było jakieś dwa lata temu, jeszcze przed moim powrotem do Polski. Ja wtedy odmówiłem. Powiedziałem, że nie mam obywatelstwa i sprawa ucichła.

– Gdyby istniała możliwość reprezentowania Norwegii, to kategorycznie byś odmówił, czy jednak rozważył sprawę?

Wydaje mi się, że bym odmówił. Jestem przecież Polakiem.

– W 2009 roku zdobyłeś z juniorami Vålerengi wicemistrzostwo kraju. Patrząc na obecną kadrę tylko kilku zawodników z tamtej drużyny gra w pierwszym zespole.

Tak, obecnie w klubie gra nas z tamtej kadry dwóch, jeden wyjechał za granicę do Red Bull Salzburg [Håvard Nielsen – w lipcu Austriacy zapłacili za niego 2,8 miliona euro, red]. Tak więc nam trzem się udało. Wiem, że kilku gra jeszcze w pierwszej lidze norweskiej i kilku w drugiej, ale większość kariery nie zrobiła, albo zupełnie przepadła.

– Po debiucie mówiłeś, że liczysz na profesjonalny kontakt w sierpniu, tymczasem dzięki regularnym występom już ponad miesiąc temu zaproponowano ci nową umowę.

Nowy kontrakt zaproponowano mi na początku maja i zdecydowałem się go podpisać.

– Ale obowiązuje on tylko do grudnia?

Tak, obecny kontrakt mam do końca sezonu. Kolejny będę negocjował pewnie w okolicach sierpnia.

– Klub nie boi się, że możesz nie przedłużyć umowy i za darmo trafić do jakiejś lepszej drużyny? 

Nie wiem, czy w ten sposób myślą. Gdy dostałem kontrakt powiedzieli mi, że chcą zobaczyć, jak sobie poradzę w kolejnych meczach. Jeśli się rozwinę, usiądziemy razem w sierpniu i przedłużymy o kolejne dwa lata.

– W Vålerendze jest „ciśnienie” na jakiś poważniejszy sukces? Ostatnim dokonaniem klubu było wicemistrzostwo z roku 2010, a ostatni krajowy puchar zdobyli w 2008. Kibice wywierają presję, czy wystarczy im jak się utrzymacie?

Kibice wywierają dużą presję. To jest klub z ambicjami na mistrzostwo. Obecnie zajmujemy jedenaste miejsce. Na pewną nie są ucieszeni tym co się dzieje teraz. Chcieliby po tych kilku latach ponownie cieszyć się ze zdobycia jakiegoś trofeum.

– Nauczyłeś już kolegów wymawiać swoje nazwisko?

Niektórzy w miarę sobie radzą, aczkolwiek nie jest to idealna wymowa, ale udaje się zrozumieć o co im chodzi. Natomiast inni zupełnie sobie z tym nie radzą.

– Nawet komentatorzy mają problem. Bardzo często w ogóle unikają wymawiania twojego nazwiska. A jak już próbują, to najczęściej wychodzi im „Wozykiewecz”.

Czasami mówią na mnie po prostu Marcel. Szczerze mówiąc nigdy nie słyszałem, jak mówią to komentatorzy piłkarscy. Wiem natomiast, że każdy Norweg ma z tym problem.

W twoim klubie jest też drugi Polak – jednym z asystentów trenera Kjetila Rekdala jest Kazimierz Sokołowski.

To znaczy był. Jakieś trzy, może cztery dni temu odszedł do Brann Bergen [gra tam jego syn, Tomasz Sokolowski – jednokrotny reprezentant Norwegii, red]

– Rozmawialiście po polsku?

Tak, oczywiście. Jak rozmawialiśmy między sobą, to zawsze po polsku. Dużo pomógł mi ten trener i zawsze miło będę go wspominał.

– Stresujesz się przed meczem z Barceloną?

Szczerze, to myślami jestem jeszcze w lidze. Będzie to mecz sparingowy, bardziej dla widowiska. Myślę, że stresu nie powinno być.

– Uzgodniliście już w szatni, kto wymieni się koszulką z Leo Messim?

(śmiech) Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym. Na pewno każdy będzie chciał to zrobić, ale jeszcze tego nie ustaliliśmy. Liczę na to, że mi się uda.

– Bardzo ciekawie zapowiadają się obchody stulecia klubu. Dla ciebie to duża szansa sprawdzenia swoich umiejętności na tle gwiazd światowego formatu. W ciągu dwóch tygodni gracie przeciwko Barcelonie i Liverpoolowi.

Ciekawie się to zapowiada, zwłaszcza, że w kontrakcie jest zapisane, że wszystkie gwiazdy, jak choćby Messi czy Iniesta mają grać z nami. Jeśli uda mi się zagrać w tych spotkaniach, na pewno na długo będę je miał w pamięci.

– Porozmawiajmy jeszcze o wczorajszym meczu. W zasadzie to nie wiem, czy ci gratulować, czy nie. Z jednej strony zdołaliście urwać punkty klubowi, który przez ostatnie dwa lata dominował w Norwegii, a z drugiej byliście przecież tak blisko zgarnięcia pełnej puli. [Molde strzeliło bramkę na 3:3 w 91. minucie, red]

Nie możemy tak tracić bramki, a zrobiliśmy to praktycznie po raz drugi i to w krótkim odstępie czasu. Ostatnio jak graliśmy z Sarpsborgiem też w doliczonym czasie gry przeciwnicy strzelili nam bramkę na 3:3. Wczorajszy mecz traktujemy więc raczej jak przegraną. Taka strata gola w ostatnich minutach smakuje jak przegrana. Ogólnie nie jesteśmy z siebie zadowoleni, pomimo faktu, że w meczu było dużo dobrego. Szczególnie przez pierwsze trzydzieści minut, po których powinniśmy prowadzić dużo więcej niż 1:0. Ogromnie jesteśmy z tego niezadowoleni. Ostatnie dziesięć minut w naszym wykonaniu zawsze jest najgorsze.

– A co się dzieje z Molde? Jakie twoim zdaniem są przyczyny tego, że plasują się dopiero na miejscu trzecim od końca, a jeszcze wczoraj byli przedostatni? Przecież trener od kilku lat jest ten sam i nie odeszło wielu piłkarzy z tego mistrzowskiego składu sprzed roku.

Mnie wydaje się, że mieli troszkę pecha na początku sezonu. Wczoraj pokazali, że potrafią dobrze grać. W ostatnich dwóch meczach strzelili dziewięć bramek. Na pewno nie powinni spaść z ligi. W lidze norweskiej wszystko opiera się na małych szczegółach, więc myślę, że nie sprzyjało im po prostu szczęście.

– Ćwiczyłeś te swoje dalekie wyrzutu z autu? Bez problemu bijesz piłkę w pole karne rywala.

Nie, nigdy nie miałem z tym problemu. Może jest to spowodowane tym, że jak byłem w Polsce grałem też w piłkę siatkową, zarówno na plaży, jak i w hali. Myślę, że to dużo mi pomogło.

– Trzeba przyznać, że miałeś wczoraj dużo szczęścia. Momentami miałeś spore problemy z upilnowaniem Joshuy Gatt’a, ale bramki po jego akcji nie straciliście.

Szczególnie dużo szczęścia miałem w pierwszej połowie. Nie przeciąłem piłki i zawodnik wyszedł sam na sam. A po drugiej połowie trener też miał do mnie pretensje, że miałem trochę problemów. Podchodziłem za blisko do naszych stoperów i byłem za daleko od tego zawodnika, a jest on naprawdę szybki.

– Chyba mocno odetchnąłeś, kiedy w 24. minucie Amerykanin uciekł ci i wyłożył piłkę Danielowi Chimie, a Nigeryjczyk z trzech metrów nie trafił niemal do pustej bramki.

Tak, miałem wielkie szczęście i ulżyło mi, gdy on nie strzelił. Starałem się potem o tym zapomnieć i grać dalej, bo szło nam wtedy bardzo dobrze. No ale pod koniec pierwszej połowy wszystko nam padło i straciliśmy dwa szybkie gole. Potrafiliśmy się jednak podnieść, ale strzelili nam tę głupią bramkę w ostatnich minutach.

Leave us a reply

You must be logged in to post a comment.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.