Przemysław Tytoń niedawno przeniósł się z Rody Kerkrade do PSV Eindhoven. W nowym klubie na razie jest zaledwie rezerwowym. O swojej sytuacji w 21-krotnym mistrzu Holandii opowiedział w wywiadzie dla „Polska-The Times”.

– Pół roku temu powiedział Pan, że lepiej grać w słabszym klubie, niż siedzieć na ławce rezerwowych w mocniejszym.

– To prawda, nadal tak uważam.

– W Rodzie Kerkrade miał Pan pewne miejsce w bramce. W PSV Eindhoven różnie może z tym być. Zwłaszcza jeśli Szwed Andreas Isaksson ostatecznie nie odejdzie.
– Biorę to pod uwagę. Też czytałem, że ma odejść, ale ani on sam, ani nikt w klubie tego nie potwierdza. Do zamknięcia letniego okna transferowego zostało jeszcze kilka dni, więc zobaczymy. Skłamałbym jednak, mówiąc, że mnie ten temat jakoś szczególnie interesuje. Nikt nie powiedział, że będę w PSV numerem dwa, nawet jeśli Isaksson zostanie.

– Na razie Pan nim jest. To on zagrał w niedzielnym meczu z ADO Den Haag.
– To zupełnie zrozumiałe. Przecież ja podpisałem kontrakt zaledwie kilka dni wcześniej. Wiadomo było od początku, że z Den Haag siądę na ławce, więc proszę się tym nie sugerować. Gdybym nie wierzył, że będę grał, zostałbym w Kerkrade.

– Isaksson zapewnia w wywiadach, że nie boi się Tytonia.
– I bardzo dobrze. Nie musi się mnie bać, bo ja nie przyszedłem tutaj, żeby go bić. Szanuję Isakssona i mam nadzieję, że będziemy rywalizować na zdrowych zasadach.

– Jak Pana szanse widzi w tej rywalizacji trener Fred Rutten?
– Odbyliśmy długą rozmowę. Powiedział mi, jakie są oczekiwania związane ze mną.

– Powiedział wprost, że będzie Pan numerem jeden?
– Nie napisał tego na kartce, ale dał wyraźnie do zrozumienia, że nie ściąga mnie po to, żebym siedział na ławce.

Więcej w dzienniku „Polska-The Times”.

Leave us a reply

You must be logged in to post a comment.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.