Piłkarze Śląska ulegli na własnym boisku Sevilli aż 0:5 (0:2). W perspektywie całego dwumeczu drużyna z Andaluzji była zdecydowanie lepsza, przerastając rywala z Polski co najmniej o klasę.

Wypełniony szczelnie Stadion Miejski był doskonałym przykładem na to, że kibice nadal wierzą w swoich ulubieńców. Dosłownie od pierwszej minuty rozpoczęły się ataki piłkarzy Śląska, wtedy to Plaku oddał strzelił po ziemi, ale Beto zdołał obronić próbę Albańczyka. Wrocławianie, jakby niesieni dopingiem kontrolowali pierwszą część meczu. Jednak już w 23. minucie uderzenie z ponad trzydziestu metrów Ivana Rakiticia znalazło drogę do bramki, przy dużej pomocy Rafała Gikiewicza. Chwilę po stracie bramki Mila mógł doprowadzić do wyrównania jednak jego strzał minął pustą bramkę gości. W 38. minucie Rakitić tym razem podawał do Bakki, który skierował piłkę do siatki, w tej sytuacji bramkarz był bez szans.

W drugiej połowie ataki Sevilli nie ustawały, a Gikiewicz wreszcie pokazał się z tej strony jaką pamiętamy z poprzednich meczy. Polskim piłkarzom wyraźnie brakowało sił i nie byli w stanie nadążyć za lepiej przygotowanymi fizycznie Hiszpanami.

W 70. minucie boisko z powodu kontuzji zmuszony był opuścić Mariusz Pawelec, o ile wspomniany zawodnik należał do najlepszych na boisku i jako jeden z nielicznych nadążał za piłkarzami gości, to jego zmiennik Oded Gavish wyglądał na kompletnie zagubionego. Przy jego olbrzymiej pomocy padły bramki w 72. i 79. minucie, kiedy to izraelski obrońca albo nie upilnował gracza gości, albo wręcz dostarczył mu piłkę przy własnym polu karnym, niemiłosiernie dając się przy tym ogrywać. W końcówce meczu jeszcze kompletnie rozkojarzony Gikiewicz, podał do gracza drużyny przyjezdnych, który bez problemu trafił do pustej bramki, ustalając wynik meczu na 0:5.

Brak czołowych zawodników nie może być wytłumaczeniem dla tak słabej postawy wrocławian. W poprzednich nawet przegranych bojach przyzwyczaili oni nas do walki i nieustępliwości. Nawet w zeszłym tygodniu, gra w dziesiątkę wyglądała lepiej niż dzisiaj. Kompletnie niewidoczny był motor napędowy Śląska Waldemar Sobota który wyglądał, jakby bardziej przejętym był swoim transferem do jednego z belgijskich lub niemieckich klubów niż pojedynkami z obrońcami rywala. Przed meczem Sevilla była faworytem, i z tej roli doskonale się wywiązała, choć po pierwszej bramce w Sevilli w naszych sercach pojawiła się nadzieja na sprawienie sensacji i wyeliminowanie wyżej notowanego rywala, niestety skończyło się fatalnie, bo aż 1:9 w dwumeczu.

Eliminacje Ligi Europy – IV runda
Śląsk Wrocław – Sevilla FC 0:5 (0:2)
Rakitić 22, Bacca 38, 87, Samperio 71, Perotti 78

Sędzia: Fırat Aydınus
Widzów: 42 000

Żółte kartki: Kokoszka, Plaku

Leave us a reply

You must be logged in to post a comment.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.