Kamil Glik stracił miejsce w kadrze meczowej US Palermo. W wywiadzie dla „Sportu” wyjawia, że ma nadzieję, że wkrótce nadejdzie jego czas we włoskim zespole.

W ostatni weekend specjalnie się pan nie spocił. Chyba że w podróży do Polski…
Kamil Glik: Podróż rzeczywiście była męcząca, ale wystarczyło kilka godzin snu, by zregenerować siły. Do Polski wyruszyłem dopiero po meczu Palermo z Catanią. Nie załapałem się do meczowej kadry, ale podczas ligowych spotkań cała drużyna zawsze jest razem. Nie było możliwości, żebym wyjechał z Włoch wcześniej.

Dlaczego nie było pana nazwiska w meczowym protokole? Forma nie ta czy konkurencja silna jak nigdy?
Konkurencja. Mówimy o dobrym zachodnim klubie. Tutaj nikt nie dostaje miejsca w wyjściowym składzie z przydziału. Przed każdym meczem ligowym trzeba o nie walczyć. Ale przypomnę, że podpisałem kontrakt na pięć lat. Nigdy nie mówiłem, że od razu wskoczę do podstawowego składu i stanę się gwiazdą. Od początku wiedziałem, że czeka mnie długa droga do zaszczytów. Pewnie wielu chciałoby teraz, żebym siadł w kąciku i płakał. Ale nic z tego. Jest dokładnie odwrotnie – jestem bardzo zadowolony z tego transferu i spokojnie czekam aż nadejdzie mój czas.

Czuje się pan słabszy od tych, którzy grają regularnie…
Oczywiście, że nie. Ci, którzy ligę włoską oglądają na co dzień, będą mieli podobne odczucia. Powoli, krok po kroku, udowodnię swoją wartość. Serie A ma to do siebie, że dzisiaj jesteś poza meczową kadrą, a jutro wskakujesz do składu i stajesz się kimś ważnym. To usłyszałem od trenera i od starszych kolegów, którzy we Włoszech grają od lat.

Pan dopiero na nowym gruncie raczkuje. Organizacja życia na Sycylii przebiegła sprawnie?
Mieszka już ze mną moja narzeczona, Marta. Dołączyła do mnie bardzo szybko, niecały miesiąc po tym, jak podpisałem kontrakt. No i jest z nami piesek, którego mieliśmy jeszcze w Polsce. Mamy domek jednorodzinny w Mondello, na przedmieściach Palermo. Blisko morza – jakieś trzy minuty piechotą. W tej samej okolicy mieszkają też inni piłkarze mojego klubu.

Leave us a reply

You must be logged in to post a comment.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.