Kamil Glik nie ukrywał zdziwienia, kiedy został dowołany do reprezentacji Polski na najbliższe mecze w eliminacjach do MŚ. Obrońca Torino nie chce jednak być tylko rezerwowym i zapowiada walkę o miejsce w podstawowym składzie.

– Powołanie zaskoczyło mnie co najmniej z dwóch powodów – rozpoczął 24-latek w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. – Po pierwsze, poprzedni trener Franciszek Smuda generalnie nie brał mnie pod uwagę przy ustalaniu składu reprezentacji.

– Po drugie, selekcjoner zdecydował się sięgnąć po mnie po inauguracji Serie A, kiedy zremisowaliśmy ze Sieną 0:0, a nie po ostatniej kolejce, w której moje Torino pokonało Pescarę 3:0, co mogło zrobić znacznie większe wrażenie – przyznał stoper.

Podstawową parę środkowych obrońców w kadrze tworzyli dotychczas Damien Perquis i Marcin Wasilewski. Wygryźć jednego z nich zamierza Glik, który nie ukrywa, że nie zadowoli go rola rezerwowego w najbliższych spotkaniach.

– Mam nadzieję, że mój licznik ruszy do przodu. Przyjechałem na zgrupowanie do Gdańska z mocnym postanowieniem wywalczenia miejsca w wyjściowym składzie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że podobne plany mają wszyscy powołani na mecze z Czarnogórą i Mołdawią
– stwierdził wychowanek MOSiR-u Jastrzębie Zdrój.

24-latek zdaje sobie sprawę, że nie otrzymałby powołania, gdyby nie był podstawowym zawodnikiem drużyny grającej w Serie A, w związku z tym uważa, że transfer do Torino był jednym z najlepszych kroków w jego dotychczasowej karierze.

– Rok temu podjąłem znakomitą decyzję, decydując się przejść do Torino, które akurat występowało w Serie B. We Włoszech niesamowity nacisk kładzie się bowiem na jakość gry w defensywie. Drużynie udało się wywalczyć awans do ekstraklasy, a mnie miejsce w podstawowym składzie. Regularnie gram i jestem w bardzo dobrej formie – zakończył Glik.

Leave us a reply

You must be logged in to post a comment.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.